sobota, 26 września 2015

Rozdział 10 " małe omdlenie"

Tekst w oryginalne: Alicja Pasquarelli
     Beta-reader: Lagusiak

                                                           Diego’s POV        
        Lara ma raka. Kilka tygodni temu lekarze stwierdzili u niej guza żołądka, a teraz zmiany rakowe są w całym jej drobnym organizmie. Lekarze nie dają jej szans, poddali się. Cholera, chodzi o ludzkie życie, jak można mówić, że został jej miesiąc?             
    - Chciała sie z tobą pożegnać. Nie pozwolili jej na podróż, ale ona... Wiesz jaka ona jest uparta.              
  - Tak. Ja wiem, Diego. - Wbił  wzrok w podłogę.
 - Nie wiem co mam powiedzieć, jeszcze do mnie nie dotarło i...

                                                       
                                                                 Ludmila’s POV    

    
      Oboje mieli łzy w oczach, dla nich Lara była kimś więcej niż przyjaciółką, więcej niż zwykłą osobą. Kocham cię, Federico i spróbuję ci pomóc , przyrzekłam sobie w myślach. Nie mogłam patrzeć na ich smutne miny, na ich płacz. Oni nie byli, nie są, nie będą warci tego wszystkiego...
                 Zadzwonił telefon, a Diego bez słowa spojrzał na wyświetlacz  i udał się na korytarz. Podeszłam do Fede i sie w niego wtuliłam - chciałam aby, poczuł moją miłość i troskę do niego. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Nie umiałam ratować ludzi.       
         - Federico, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Wzięłam głęboki wdech, próbując opanować oddech. -  Wszystko się ułoży, rozumiesz?! Rozumiesz?! Patrz na mnie, kiedy mówię! - wrzasnęłam, szarpiąc go za koszulę. Nigdy nie byłam bardziej bezradna - mogłam jedynie przytulić się do Włocha.              
  - Ludmila - westchnął, obejmując mnie ramieniem. - Dziękuję za to ze jesteś. I  wspierasz mnie, to wile dla mnie znaczy.            
    - Zawsze będę, bo cię kocham.               
 Najgorsza była świadomość, że to nie była prawda - Lara też kochała Diego, a jednak przeciekała mu przez palce.  Ani on, ani ona, ani nawet lekarze nie umieli tego powstrzymać, to było straszne. To, że pewnego razu, któreś z nas usłyszy te słowa po raz ostatni:             
     - Ja ciebie też.


                                                              Violetta’s POV      

        - León, chodźmy na spacer -  zaproponowałam. - Za godzinę mamy próbę, zdążymy, no chodź. -  Pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy do parku, a gdy szliśmy, nasze palce były razem splecione. Czułam że coś go trapi, ale ja sie dowiem o co chodzi.              
  - León, co sie stało?  Jesteś  dziś jakiś spięty.             
    - Nie wiem, tak sobie rozmyślam, jak to będzie po koncercie. Ty wrócisz do Argentyny, ja do Meksyku... Viola, co będzie z nami? - odwróciłam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.            
     - León... Przetrwamy, kochamy się i będziemy razem na zawsze, choćby miał być koniec świata, rozumiesz? Kocham cię.
 - Pocałowałam go.               
  - Obiecujesz?              
  - Obiecuję.               
  - Kocham się, wiesz, mała?             
    - Ja ciebie też - powiedziałam, a León mnie objął ramieniem i tak wtuleni przemierzaliśmy alejki parku.

                                                                     Diego's POV

 *rozmowa telefoniczna*

                - Tak, to ja  -  powiedziałem zdenerwowany, przełykając zalegającą w gardle ślinę.                   - Pani Lara Baroni jest u nas, w szpitalu przy ulicy Campo di’Fiori. Zasłabła na ulicy, ale wszystko jest już w porządku. Miała przy sobie pana numer.            
    Zdębiałem. Moja Lara jest w szpitalu?          
       - W którym konkretnie? -  Cały  drżałem.            
    - Grassi, przy Campo di’Fiori - powtórzył.             
    - Dziękuję, zaraz będę. - Rozłączyłem się i pobiegłem do salonu, gdzie byli Fede i Ludka. Od razu zacząłem mówić:              
   - Dzwoniła do mnie pielęgniarka, powiedziała, że Lara jest w szpitalu i miała lekkie omdlenie, Boże, przecież przy nowotworze omdlenie nie może być lekkie, może właśnie umiera - mówiłem na jednym wdechu, próbując opanować łzy, które cisnęły mi się do oczu. Gubiłem się we własnej wypowiedzi, nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć.              
   - Di’Fiori, gdzie to jest, Federico? Nie wiem, gdzie to jest, gdzie jest? Fede, błagam, zawieź mnie!
  - Nie ma problemu. - Wstał z kanapy i podszedł pod drzwi, szukając kluczy.
Wyszliśmy, a Ludmila trzęsącymi się z nerwów dłońmi, zamykała zamek. Ruszyliśmy w trójkę pod szpital - nawet nie wiem, ile na godzinę jechaliśmy. Jednego byłem pewny - za wolno.



------------------------------------------
Dawno mnie nie było, a rozdział jest tylko dzięki Marcie. Dzięki za pomoc.
Czytajcie, komentujcie. Mam  nadzieje, że wam się spodoba.

sobota, 12 września 2015

Rozdział 9 "Chora"

    "Bez cierpienia, nie zrozumie
się szczęścia"
                       Fiodor Dostojewski



                                                                   <Fede>


Leże sobie właśnie w mojej sypialni z ósmym cudem świata. Moja kochana Lu, śpi obok mnie. Wczorajsza randka była magiczna. Jesteśmy już dziś trzeci dzień ze sobą i nic bym nie zmienił.
  Nagle poczułem szturchniecie ręki. To Lu się budzi.
- Cześć kochanie, jak się spało? - pytam pierwszy.
- Mmmm cześć. Dobrze w tak miły towarzystwie mogłabym spać codziennie. - Mruczała mi nad  uchem, przeciągając się i dając mi całusa w usta. Przytuliłem ją a ona się we mnie wtuliła.
- To jak zaczynamy tak mile zaczęty dzień?
-Hmmm poleżymy sobie, poleniuchujemy a później pójdziemy na próbę. Co ty na to?
- Kuszące... - Popatrzyłem na nią z uśmiechem.
- To jak?
- Zgadzam się. Leniuchujemy!
Wstała z łóżka, ubrała kapcie i zaczęła mnie nawalać poduszką. Oczywiście odpłaciłem się tym samym.


                                            < Viola>

Jesteśmy z Leonem w restauracji. Zmówiliśmy sobie po śniadaniu i pałaszujemy posiłki. Zapomniałam dodać, że od wczoraj jesteśmy razem. Leon jest taki kochany. Mamy plan, żeby przez ten czas zamieszkać z Leonem w jego pokoju hotelowym, ale nie wiem co na to Fede i moi rodzice. To, że jestem pełnoletnia nie oznacza, że mój tatuś na wszystko przymknie  oko.



                                                                 < Ludmi>

Ganialiśmy się po cały, domu. Jak dzieci! Fede to taki duże dziecko, które kocham. Między krzykami a śmiechem usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Fede stój!- krzyknęłam .- Słyszysz?
-Ale co? - Nasłuchiwał.
- Ktoś się dobija do drzwi. Leć otwórz.
- Dobra to ja lecę a ty tu poczekaj.

Odwrócił się do mnie na pięcie i pobiegł do drzwi. Jestem ciekawa kto to może być, nie tylko z czystej ciekawości, ale kto składa wizyty tak wcześnie rano.


                                                                  < Diego>


Lara wczoraj wyjechała z domu. Nie chciałem jej puścić samej, ale się uparła. Nie dawno okazało się, że jest chora. Ma raka i został jej miesiąc życia, Przyleciała tu do BA, do swojego starego przyjaciela aby się z nim pożegnać. Od wczoraj nie odbiera moich telefonów. Martwię się. Na szczęście zostawiła mi jego adres, pod którym właśnie stoję. Boje się, że nikt mi nie odtworzy i jej nie znajdę, a jej się coś stanie i więcej jej nie zobaczę. Może to się wydawać trochę dziwne, ale dla mnie ten miesiąc to dużo.

    Pukam już do tych drzwi od jakiś dobrych dziesięciu minut i nikt nie raczy  mi otworzyć. Słyszę jakieś krzyki w domu i wiem, że ktoś tam jest ale nikt nie otwiera. Zrezygnowany zacząłem schodzić po schodach.
- Przepraszam pan do mnie? - Usłyszałem wołanie za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem tą samą osobę, którą Lara mi pokazywała na fotografiach.
- Dzień dobry. Pan to Federico Pasquarelli? - Zadałem nie pewnie pytanie. Byłem bardzo zestresowany.
- Tak a pan jest?
-Diego Dominguez, chłopak Lary. Miała do pana przyjechać, szukam jej bo jest chora. Ma raka, lekarze mówią, że został jej miesiąc życia i od wczoraj nie miałem z nią kontaktu. Chciała się z panem pożegnać.  Błagam niech pan mi pomoże. - Powiedziałem, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.

       Widziałem, że na twarzy tego faceta pojawiło się zdziwienie i ból. Wiem od Lary, że kiedyś bardzo byli ze sobą zżyci.



                                                                     <Fede>
 Nie wiem co powiedzieć. Lara moja przyjaciółka ma tylko 23 lata i jest śmiertelnie chora. Przyleciała tyle kilometrów, żeby się ze mną pożegnać. Nie mogę w to uwierzyć.

- Proszę, niech pan wejdzie. - Wskazałem gestem ręki na drzwi, tylko tyle byłem w stanie wypowiedzieć. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Skoro ja się tak czuje to jak czuje się jej chłopak.
- Może tak przejdziemy na ty? - Zaproponował.
- Tak, Federico.- Podałem rękę.
- Diego. - Uścisnął i weszliśmy od środka. Czeka nas długa rozmowa, a ten dzień miał być tak piękny.




________________________________
Cóż dużo mówić. Mam nadzieje, że się spodoba.
Przepraszam za OS na zmówienie, ale nie wyrabiam się i pojawią się one w późniejszym czasie.

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 8 "Pierwsza randka"


                                           
                                                                             <Lara>


Nie wiedziałam, że jeszcze go spotkam. Przyjechałam razem z klasą dać tu koncert, a tu patrze Federico idzie z jakas dziewczyna.
Federico to moja stara, nie odwzajemniona miłość z gimnazjum. Oboje dawno się nie widzieliśmy. Obecnie mam  chłopaka we Francji i moje uczucie  co do Fede nie wróciło z czego się cieszę, bo jak widzę on ma piękną dziewczynę. Fajnie, że mu się układa.  Zostaliśmy na etapie naszej znajomości jako przyjaciele, choć nie do końca, ponieważ zawsze się do  niego " kleiłam". Ale już mi przeszło. Widzę, że on chyba nie chcę mnie tu widzieć, bo pryspieszył kroku. Ale ja się nie poddaje. Nie jestem już tą dziewczynką, którą byłam kiedyś.


                                                                   <Ludmila>

- Fede kto to? - spytałam. Byłam bardzo ciekawa co mi odpowie. Ta dziewczyna cały czas krzyczała jego imię, a on co? Odwrócił się i przyspieszył kroku. Zresztą ona także.
- Nikt ważny. Chodz my - powiedział wkurzony. Wiedziałam już, że coś jest nie tak.
    Myślałam kto to może być, ale nic sensownego nie wymyśliłam.  Poczułam szarpnięcie, odwróciłam się i zobaczyłam tą dziewczynę koło nas.

                                     
                 
                                                                  <Fede>

 Kurde co ona tu robi. Nie widzieliśmy się pięć lat, a teraz kiedy jestem szczęśliwy z Lu ona się zjawia.  Jestem wkurzony i  to na maksa, nie chcę, żeby zniszczyła mój związek z Lu.

- Fede czemu uciekasz? - spytała, łapiąc mnie i Lu za ramię.
- Czego chcesz? - odpowiedziałem wkurzony.
- Co tak ostro, przecież się przyjaźnimy. Spokojnie już nic nie będę robić. Widzę, że masz dziewczynę, a po za tym już się dawno odkochałam. Mam chłopaka.

   Kurcze a może jednak. Przecież ma chłopaka, ja mam Lu. Chyba możemy porozmawiać jak przyjaciele?

- Fede powiesz mi kto to jest? - powiedziała Lu. A no tak ona nie wie o co chodzi.
- Lu to jest Lara, Lara to jest Lu. - Przedstawiłem dziewczyny, ruchem ręki.
- Cześć Lu. Widzę, że komuś się poszczęściło - powiedziała Lara i dziewczyny uścisnęły sobie ręce na powitanie.
- Cześć. Dobra ale nadal nie wiem kim jesteś? - spytała już trochę zdenerwowana Lu.
- Dobra, Lu to jest moja przyjaciółka z gimnazjum, która kiedyś się we mnie bujała, ale teraz już nic nie ma. Nie widzieliśmy się pięć lat. - Postanowiłem zająć tym razem ja głos.

        Wiem, że Lu nad czymś myśli, mam nadzieje, że nie będzie zła. Ja sam jestem w szoku, że koło nas stoi Lara.

- Na pewno tylko przyjaciele? - spytała dla pewności.
- Tak. Kocham tylko ciebie. Choć. - Rozłożyłem ramiona, w które wtuliła się Lu.
- To co może kawa? - zaproponowała Lara.
- Jasne chodźmy.

                 
                                                                        < Ludmila>

 - To jak się poznaliście? - spytała Lara, już przy stoliku w kawiarni.
- Fede jest kuzynem mojej przyjaciółki. Przyjechał do niej na wakacje - powiedziałam i cmoknęłam Fede w usta.
- Pięknie razem wyglądacie. - Skomplementowała Lara.
- Dziękujemy - powiedział Fede.

   Rozmawialiśmy jeszcze z jakąś godzinkę. Wypiliśmy kawę i Fede z Larą powspominali stare czasy. Trochę dziwne się czułam, ale humor podbudowała mi  myśl o wieczornej randce. Już się nie mogę doczekać.

- Dobra kochani ja spadam. Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy, prawda Lu? - spytała Lara wstając z krzesełka i zabierając swoje rzeczy.
- No pewnie. - Uśmiechnęłam się.
- To co do zobaczenia.
- Do zobaczenia. Miło było spędzić z tobą czas.
- Pa. - Pomachała nam jeszcze na pożegnanie i znikła za drzwiami kawiarni.


- To co jedziemy?- spytał mój chłopak.
- Z tobą, zawsze.

   Wzięliśmy jeszcze  nasze rzeczy i ruszyliśmy samochodem pod dom. Ja poszłam się ogarnąć a Fede uszykować balkon. Deklaracja to deklaracja.




                                                           < Fede>


Kurcze na złość nie mam serwetek. Ale wtopa! Kurde no!  O są. Cały czas były w salonie w komodzie, a ja głupi szukałem w kuchni. Jest skończyłem. Stół i spaghetti był gotowy. A ja pobiegłem ubrać koszule i eleganckie spodnie.
       Ułożyłem jeszcze grzywkę, spryskałem moim ulubionym lakierem i zszedłem na dół.
 Lu jeszcze nie było więc pogasiłem wszystkie światła i zapaliłem świeczki w całym domu.
No ślicznie mi to wyszło. Pochwaliłem się widząc efekt.

Spojrzałem na zegarek i w tym  momencie po schodach zeszła moja ukochana. Jest taka śliczna. Czerwona sukienka, czarne szpilki, krwista czerwona szminka, rozpuszczone blond loki.

 - Ślicznie wygładasz kochanie.
- Ty też niczego sobie. - Pocałowała mnie namiętnie w usta. A ja pogłębiłem   pocałunek.

- To co gotowa na pierwszą randkę?
- Prowadź.

Wziąłem ją za rękę i poprowadziłem na balkon. Mam nadzieje, że jej się spodoba.



                                                                   < Lu>

 To jest niesamowite. Okrągły stół z białym obrusem.  W całym domu pozapalane świeczki. Czerwone kwiaty na stole w wazonie. Wokół po rozsypywane płatki róż. Na niebie milion świecących gwiazd. Po prostu magicznie. Wzruszyłam się, to wszystko przygotował dla mnie. Jest taki kochany.

- Dziękuje - powiedziałam i wtuliłam się w mojego misia.
- Kocham Cię.
- A ja ciebie. - Fede złączył nasze usta w magicznym pocałunku.


_________________________________
 No To kochani jestem. Trochę długo mi to zajęło, ale pierwszy tydzień w nowej szkole, był wyczerpujący.
Mam nadzieje, że to " coś" wam się spodoba.

.


wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 7 " Ruszcie się gołąbeczki"

                                                             


Tekst w oryginale: Alicja Pasquarelli
 Beta-reader: Lagusiak
 
Dziękuje!!!

 < Fede>
 
                Ten Verdas chyba wcale nie jest taki zły. Myliłem się co do niego - jest całkiem spoko, może nawet się zaprzyjaźnimy? Kto wie. Być może jest to dobry chłopak dla mojej kochanej kuzynki. Cieszę się, że go ma, ale jak tylko ją skrzywdzi to mnie popamięta! Oj popamięta!
 
- Chłopaki nie chcę was martwić, ale za pół godziny są zajęcia! - krzyknęła zestresowana Viola, po czym pobiegła na górę.
 
- Ona tak zawsze? - spytał zdziwiony Leon.
 
- Tak - powiedzieliśmy z Lu równocześnie zerkając na siebie.
 
-Wy też? - spytał, po czym uniósł jedną brew do góry.
 
- Ale co?- spytałem zdziwiony.
 
- Zsynchronizowani - zaśmiałem się.
 
- Nie, tak tylko dzisiaj. Chyba? Dobra ja idę się ogarnąć a wy tu macie posprzątać! Za dziesięć minut jedziemy. -powiedziała Lu i pobiegła schodami na górę.
 
                                              <Leon>
 
- No to, stary, zostaliśmy sami z tym syfem. - Wskazałem wzrokiem na bałagan na stole.
 
- Niestety. Dobra jak chcesz żyć to choć mi pomóż posprzątać.
 
- Okej - westchnąłem. Wcale nie chciało mi się sprzątać, ale jak mus to mus. Po jakichś pięciu minutach pokój był wysprzątany, a po schodach schodziły już gotowe do wyjścia dziewczyny. Ślicznie wyglądały, ale Viola lepiej. Tak pięknie wyglądała, serce zaczęło szybciej bić.
 
- Wow. Dziewczyny, wyglądacie pięknie. - skomplementował Fede. Podszedł do Lu i musnął jej usta. Ja stałem jak sparaliżowany. Oficjalnie nie jestem z Violą, ale to już kwestia kilku godzin
 
-Dobra ruszcie się gołąbeczki i zepnijcie te swoje tyłeczki,  bo naprawdę się spóźnimy - powiedziała Violka.
 
- Spokojnie, spokojnie już idziemy. - Niechętnie oderwałem się od Lu i udaliśmy się do auta. Do zajęć zostało już tylko dziesięć minut, mało.
 
                                                               <Ludmila>
 
                Jechaliśmy tym samochodem już jakieś dobre minut, które spędziłam opierając się głową o szybę i nie odzywając się. Czekałam na jego ruch - byliśmy już dwa dni razem, a jeszcze nie byliśmy razem na randce.
 
                Ja rozumiem wszystko. Troszcz​y się o swoją kuzynkę? No okej. Ja też się o nią martwiłam, ale, kurczę, nie zapomniałam o naszym związku. Nie jestem jakimś samolubem, ale skoro już wyznał mi tą miłość to chyba powinien o nią dbać?
 
 
 
- Lu, mam propozycje. - Na jego słowa mimowolnie odwróciłam głowę w jego stronę, a Włoch się uśmiechnął.
 
- Tak? - westchnęłam.
 
- Verdas dziś zabiera Violę do siebie, wiec mamy chatę wolną, a nie mieliśmy jeszcze randki. I tak sobie pomyślałem, co ty na kolację? Na balkonie pod gwiazdami z widokiem na miasto?
 
- Czyli prościej mówiąc u ciebie? Okej, ale pod jednym warunkiem! - zaśmiałam się.
 
- Jakim? - spytał zdziwiony.
 
- Ty wszystko przygotowujesz! - oznajmiłam.
 
- Myślałem, że nie zaproponujesz. - Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
 
                Gdy się już opanowaliśmy, musnęłam jego policzek ustami.
 
- Dziękuję.
 
- Nie ma za co. To nic za to jakim skarbem Bóg mnie obdarzył.
 
- Kocham cię.
 
- Ja ciebie mocniej.
 
                Dojechaliśmy pod hotel i udaliśmy się ma miejsce zbiórki. Udaliśmy się do sali, w której wczoraj była impreza. To będą ciekawe zajęcia.
 
 
 
                                                      <Pablo>
 
 
 
- Witajcie, dzieciaki! Wszyscy są czy ktoś za bardzo wczoraj zabalował? - Jak zwykle żartowałem.

- Jesteśmy wszyscy! - krzyknęli wszyscy.
 
- A więc do koncertu zostało osiem dni. Do tego czasu codziennie będą próby, a dziś cały dzień śpiewania. Cieszycie się?
 
- Tak! - Usłyszałem krzyki moich podopiecznych. To jest to co uszczęśliwia mnie w życiu najbardziej.
 
                Cieszę się, że powierzono mi ten projekt.
 
- Dobra, do roboty! Do roboty! - Klasnąłem w ręce, a wszyscy ustawili się na miejsca.
 
 
 
                Jako, że nie tylko nasze studio brało udział w tym projekcie, dzieciaki posługiwały się językiem angielskim. Z czego bardzo się cieszę, bo mogą w końcu go użyć w praktyce. Jestem z nich taki dumny.
 
                                                          < Ludmila>
 
- Fede, nie mam siły, to było bardzo męczące spotkanie. Samo śpiewanie, a czuję się wykończona. Chodź, pojedziemy do domu.- Marudziłam ciągnąc mojego chłopaka do samochodu.
 
- Dobra, dobra. Dasz radę. Ślicznie śpiewałaś. - Pocałował mnie. On to jednak wie jak mnie uciszyć.
 
                Gdy szliśmy do samochodu jakaś dziewczyna za nami krzyczała:
 
- Fede, Federico!
 
                Odwróciliśmy się z Fede zobaczyć kto to, ale nie rozpoznałam tej dziewczyny. Za to Fede najwyraźniej tak, bo przyspieszył kroku, jednak dziewczyna się nie poddawała i podbiegła do nas.
 
________________​________________​____________
 
Witajcie!
 
I jak może wiecie kto jest tajemnicza dziewczyna?
 
Jak zmieni się po spotkaniu życie Fede i Lu?
 
Dowiecie się w najbliższych rozdziałach.
 
Piszcie w komentarzach propozycje!!!
 
Mam dla was info:
 
Od początku roku szkolnego, rozdziały będą pojawiać się regularnie co weekend!
 
KOCHAM WAS Z CAŁEGO SERDUCHA!!!

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 6 " Nie mam wyboru"

                                                                       < Ludmila>

          Gdy Fede godził się z Violą, ja weszłam do kuchni i zaczęłam się zastanawiać co by zrobić na obiad.
Zobaczyłam, że na szafce obok leży książka kucharska. Wzięłam ją w ręce i zaczęłam przeglądać kartki.
- O mam! Znalazłam! Kaczka w sosie pomarańczowym.
Sprawdziłam jeszcze czy Fede ma potrzebne składniki i wzięłam się za przyrządzanie dania.
         Gdy mięso było już w piekarniku, udałam się do jadalni.  Nie wiedziałam gdzie Fede trzyma obrusy, więc położyłam tylko podkładki. Przy trzech krzesłach, rozłożyłam talerze, sztućce oraz szklanki do lemoniady, którą wcześniej zrobiłam.

                                                                      < Violetta>

- Ciesze  się, że już się na mnie nie gniewasz. Kamień spadł mi z serca. - Powiedział Federico.
- Spoczko. Wiesz, że nie umiem się długo gniewać. - Uśmiechnęłam się.
Usłyszeliśmy dźwięk dzwoniącego telefonu.
- To twój odbierz. - Powiedział.
-  Leon. - Zobaczyłam na wyświetlaczu i mimowolnie się uśmiechnęłam.


- Halo! - Powiedziałam.
- Cześć królewno. Co tam  porabiasz?
- Siedzę z Fede w pokoju i rozmawiamy. A może wpadniesz do nas? Poznacie się.
- Jeśli  Fede nie ma nic przeciwko, chętnie go poznam.
- To wpadaj. Czekamy.
- Za pól godziny jestem. Pa księżniczko. - Rozłączył się. Nie jesteśmy razem a on nazywa mnie swoją księżniczką.Słodki jest.



- I jak? - Spytał Fede.
- Nie będziesz zły jak Leon do nas zaraz przyjdzie? - Zrobiłam smutną minkę.
- Skoro i tak go zaprosiłaś, to chyba nie mam wyboru.
- Dziękuje. Kochany jesteś. - Przytuliła mnie.
- Dobra, dobra nie ma za co. Chodź powiemy lepiej Lu.

     W błyskawicznym tempie udaliśmy się na dół. Lu akurat niosła dzbanek lemoniady do jadalni.


- Lu! - Podbiegłam do niej.
- Leon zaraz przychodzi, chce was poznać! Cieszysz się? - Powiedziałam cała w skowronkach.
- O to fajnie. Tylko dołóż jedno miejsce przy stole. Będzie obiad.
- Kocham Cie! - Uściskała mnie i odleciała jak mały samolocik.


                                                   <  Fede>

 Nie chce, żeby ten cały Leon przyszedł. Jeszcze Lu kazała mi się ubrać w koszule. No po prostu jakaś masakra. To moje mieszkanie a czuje się jakbym to ja był na wakacjach. Jeszcze nie byłem z Lu na randce. Jaki ze mnie idiota! Jeszcze dziś wieczorem zarezerwuje stolik i pójdziemy na romantyczną kolacje.
Ale teraz muszę trochę posiedzieć z Verdasem w jednym pomieszczeniu. Jak ja to wytrzymam?

 - Fede, Leon przyszedł. Chodź! - krzyknęła moja dziewczyna.

Zszedłem na dół. Wszyscy już siedzieli przy stole. Verdas siedział oczywiście koło Vilu. Dla mnie miejsce było koło Lu.
- Jak dobrze. -Pomyślałem.

Zobaczyłem, że Leon podchodzi do mnie.
- Cześć jestem Leon Verdas. A ty to pewnie Kuzyn Violi? - Spytał i wyciągnął dłoń na przywitanie.
- Federico Pasquarelli. Miło mi. - Powiedziałem i uścisnąłem dłoń chłopaka.
- Siadajcie i życzę smacznego! - Powiedziała moja dziewczyna. Cieszę się, że czuje się tu tak swobodnie.



                                                            < Ludmila>

Atmosfera pomiędzy chłopakami była dość napięta. Żadne z nich się nie odzywało, odpowiadali tylko na pytania.
- Leon z kąt przyjechałeś? - Spytałam dla rozluźnienia sytuacji.
- Z Meksyku. Ale po powrocie z rodzicami mamy się przeprowadzić do Buenos Aires.
- O to super, będziemy mieszkać w jednym mieście.
- Też się bardzo z tego ciesze. - Posłał nam uśmiech.
- Fede. Mogę tak do ciebie mówić? - Spytał niespodziewanie Verdas.
- Tak, mów jak ci wygodnie. - Odpowiedział Fede. Widać, że go to dużo kosztuje.
- Na czym lubisz grać?
- Na gitarze.
- A może razem coś zagramy i zaśpiewamy.
- Jasne. Lecę po gitarę, zaraz wracam. - Powiedział już wesoły Włoch.



- Mam. To co śpiewamy. - Zjawił się Fede.
- A co lubisz najbardziej? - widzę, że zaczynają się dogadywać co bardzo Viole uszczęśliwia.
- Ser Mejor. Znasz?
- Tak pewnie. Dziewczyny śpiewacie z nami. - Spytał Meksykanin.
- Jasne. - Przysunęłyśmy się bliżej chłopaków i poleciały pierwsze słowa.



^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Witajcie kochane!!!
 Strasznie mi się długo pisało ten rozdział, ale myślę, że wam się spodoba.



Mam pytanie????
Chcielibyście, żeby powstała zakładka " Zamów OS" ????
Piszcie w komentarzu <3

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdzial 5 " O wilku mowa"


Rozdzial dedykuje Lagusiakowi :* To dzieki tobie kochana on istnieje :)
Dziekuje :*




Tekst w oryginale: Alicja Pasquarelli
 Beta-reader: Lagusiak
 
 
‘’Kłótnie nie trwałyby długo, gdy­by wi­na leżała tyl­ko po jed­nej stronie.’’
 
François de La Rochefoucauld
 
 
 
 
 
Federico’s POV
 
                Siedziałem razem z moim dziewczynami w salonie, rozmawiając i pijąc herbatę z cytryną. To powinno być przyjemne popołudnie, wypełnione luźną rozmową o pogodzie i żartami. Niestety nim nie było - Viola opowiada jak było na imprezie, a mnie niemal zalewała krew.
 
                Zawsze traktowałem ją jak młodszą siostrę, miała mnie, nie potrzebowała chłopaka. Mogłaby mnie chociaż zapytać o zdanie. W ogóle nie liczyła się z moim zdaniem, a ja nie mogłem tego przetrawić.
 
                Wiem, że ‘’jest szczęśliwa’’ i to tylko ’’nowa sytuacja, do której będę musiał się dostosować’’. Brakowało mi tylko radosnych piosenek o miłości, cytowania Szekspira w oryginale i innych tego typu głupot.
 
- Lu, a wiesz jaki on jest kochany? Taki słodki... Ma takie dobre, zielone oczy. - Ćwierkała jak nakręcona, robiąc maślane oczy do własnych wspomnień. Wychwalała tego swojego całego Verdasa jakby był kolejnym wielkim cudem świata albo, co gorsza, wszystkimi naraz.
 
- A widzisz, Violu, łowy sie udały - Moja Lusia spojrzała na przyjaciółkę, po czym obie wybuchły śmiechem, jakby powiedziały coś niesamowicie śmiesznego.
 
 - No i co was tak śmieszy? - prychnąłem zdenerwowany, odstawiając kubek na stolik.
 
                Nie rozumiałem tego całego zachwytu - zna człowieka kilka godzin. Maksymalnie kilkanaście!
 
Nocuje u niego, jakby nigdy nic, jakby znali się jak łyse konie i absolutnie nic nie groziło jej ze strony jej greckiego boga. A później jeszcze wychwala - jaki to on nie jest cudowny, przystojny, kochany.
 
- Fede, nie denerwuj się, Viola wie co robi. - Ludmiła złapała mnie za ramię, po czym przytuliła, delikatnie zbliżając swoje usta do mojego karku.
 
- Ja się nie denerwuje, ja tylko nie wiem czemu Violetta jest taka nieodpowiedzialna​na, żeby nocować u obcego chłopaka.
 
 - Po pierwsze to nie jest obcy! - oburzyła się, zakładając ręce na piersi. - Po drugie sie nim zakochałam, a po trzecie... Po trzecie - nie będziesz mi mówił co mam robić - krzyknęła mi prosto w twarz, zrywając się z kanapy, po czym głośno tupiąc poszła na górę, żeby zamknąć się w pokoju.
 
                Doskonale wiedziałem, że była na mnie wściekła. Po prostu cierpiała na jakieś przewrażliwienia, ewentualnie totalną obsesję na temat tego swojego kochasia i czuła się w obowiązku bronić go w każdej kwestii.
 
                A może tylko ja miałem takie odczucia i przemyślenia do tej sytuacji?
 
 - Federico, natychmiast idź ją przeprosić! - Ludmiła wzięła się pod boki, ale po chwili jej twarz znacznie złagodniała. - Ona po prostu sie zakochała, jest szczęśliwa, tak jak my.
 
- Może i masz rację... - zgodziłem się niechętnie, chociaż miało to, mam wrażenie, więcej wspólnego z tym żeby nie robić awantury z Ludmi, niż z Violą. - Nie wiem czemu tak jest jesteśmy ze sobą odwczoraj, a czuję jakbyśmy zawsze byli razem.
 
- I to dlatego Viola tak broni Leóna, swojej miłości . Ja zawsze mam rację - stwierdziła dziewczyna, odkładając kubki na tacę, a następnie podnosząc ją jak doświadczona kelnerka.
 
- Koniecznie muszę ją przeprosić. - Przytuliłem jeszcze Lu, która prawie rozlała resztki napoju. - Dziękuję! - powiedziałem i pobiegłem na górę, do kuzynki.
 
 
 
Violetta’s POV
 
                Siedziałam na łóżku, w skotłowanej pościeli, prawie tonąc w morzu mokrych chusteczek. Zakryłam twarz puchatą poduszką, ale po chwili przytuliłam ją do piersi. Schowałam twarz w kołdrę, starając się wyciszyć szloch.
 
                Wiem, że Federico mnie kocha jak siostrę, wiem, że czuje sie za mnie odpowiedzialny. Ale nie rozumiem dlaczego szuka dziury w całym i jeszcze robi taką awanturę.
 
                Kretyn. Idiota. Pieprzony egoista. Laluś. Myśli, że zawsze ma rację. Niesprawiedliwy.
 
- Violu, mogę wejść?
 
                Nie wywołuj wilka z lasu, Fede stał pod moimi drzwiami już po kilku minutach, błagając o litość.
 
- Jeśli nie będziesz prawić mi morałów to możesz wejść - zgodziłam się, starając się, by mój głos brzmiał, jakbym robiła mu wielką łaskę. Chociaż tak naprawdę cieszyłam się - do nadal mój kuzyn i nadal mój prawie-że-brat.
 
                Wszedł do pokoju i usiadł na łóżku obok mnie, odgarniając sporą ilość białych strzępków. Przez chwilę milczał, chowając twarz w dłoniach, jednak w końcu powiedział:
 
- Viola, ja cię przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło. Martwiłem sie o ciebie... Przepraszam. - Spuścił głowę, czekając na moją reakcję.
 
- Wybaczam - mruknęłam po chwili, zbierając wewnętrzne siły, żeby powiedzieć coś więcej. - Ja też nie byłam święta...
 
                 Spojrzeliśmy na siebie i się przytuliliśmy.
 
 - Zgoda? - spytał, głaszcząc mnie po rozczochranych włosach.
 
 - Zgoda.





____________________________________________________

Witajcie kochani!!
Dzis mala zmiana. Marta mi pomagala.
Mam nadzieje, ze wam sie spodoba.




piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 4. "Nie próżnowaliście"

                                                   
Rozdział dedykuje kochanej Lusi Ferro. <3



                                                      <Viola>
  Wczoraj gdy spotkałam Leona, to nie wiem. Poczułam jakąś magiczną więź między nami. To trochę tak, jakbym znała człowieka od zawsze. Nie wiem, chyba się  zakochałam? Dziwne uczucie: stado motyli w brzuchu, ciepło które płynie w ciele na widok tej osoby. Pierwszy raz coś takiego poczułam. Miałam kilku chłopaków, ale  przy żadnym nie czułam się jak przy Leonie. To jest bardzo miłe uczucie. Podoba mi się.
     Całą wczorajszą imprezę, przetańczyliśmy razem. Wygłupialiśmy się, poznawaliśmy. Świetnie się bawiłam w jego towarzystwie. To chyba przeznaczenie, że się spotkaliśmy. Wiem też, że Fede będzie zły na mnie za to, że nie wróciłam do domu na noc. Nawet go nie poinformowałam. Mam nadzieje, że chociaż Pablo to zrobił.
    Gdy tak sobie rozmyślałam nad moim życiem, usłyszałam jak Leon się budzi w drugim pokoju. Już odpowiadam. - Nie, nie spałam z nim. Całą noc spałam u niego w sypialni a on na kanapie.
Usłyszałam jak drzwi sypialni się otwierają.
  - Cześć. Jak się spało? - spytał i usiadł koło mnie.
- Hej. Wiesz, że nawet dobrze. Ale jest mały problem muszę wracać do domku. - odpowiedziałam i zrobiłam smutną minkę.
- Jaka szkoda. Ale wiesz co mam propozycje, może spotkamy się wieczorem. pójdziemy na plaże pochodzić. A teraz Cię odwioze? - spytał. Kusząca ta jego propozycja, nie powiem.
- No oki. To ja pójdę się ogarnąć i lecimy.
- Okej. To idź pierwsza, ja poczekam. - powiedział a wzrokiem pokazał łazienkę, w której po chwili zniknęłam.

                                                    < Fede>
Jak ja się cieszę. Chyba zacznę skakać do nieba z tego szczęścia. Mam najwspanialszą dziewczynę pod słońcem, która właśnie koło mnie śpi. Tak się cieszę. Gdybym wczoraj nie wyznał swojego uczucia, zapewne leżał bym tu sam, próbując ułożyć w głowie jak jej to powiedzieć. A tak jesteśmy razem. Bardzo ją kocham. Od kąt ją poznałem, moje serce  należało do niej.
    Spojrzałem na zegarek wiszący nad moim łóżkiem, wskazywał on dziewiątą godzinę, więc postanowiłem zrobić dla mojej księżniczki śniadanko. Wstawiłem wodę na kawę i zabrałem się za robienie tostów. Wyciąłem z nich serduszka i posmarowałem dżemem. Całość poukładałem na tacy, przyozdobiłem jeszcze kwiatkiem i dumny ruszyłem do sypialni.

                                                                     < Ludmi>
Obudziłam się w wyśmienitym humorze. Od wczoraj jestem z Fede. Czuje, że jest to miłość mojego życia.
Wyciągnęłam ręke w celu odnalezienia mojego chłopaka, ale nigdzie go nie było. Dziwne?
Lecz po chwili ujrzałam go z wielką tacą. Podszedł do łóżka, postawił tace na szafkę. A sam podszedł do mnie i złożył czuły pocałunek.
- Jak się spało kochanie?
- Wiesz, że bardzo dobrze. Szczególnie, że w takim towarzystwie. - zaśmiałam się.
- A jak bardzo miło? - zaczął się ze mną droczyć.
- Hmm... Tak. - powiedziałam i wpiłam się w jego usta.
-  No i taka odpowiedz mi pasuje. Hehe.- Powiedział i oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

                                                                < Viola>
 Właśnie wchodzę do domu mojego kuzyna. Leon pojechał do hotelu, nie chciałam, żeby Fede się na nim wyżywał, że wczoraj nie wróciłam. Z Leonem umówiliśmy się na dwunastą, jeszcze przed zajęciami.
Weszłam do salonu i usłyszałam śmiech. Fede z Lu? Niemożliwe. Udałam się do miejsca z kąt wydobywały się tę dźwięki. Ale to co tam zobaczyłam...
                 
                                                        <Fede>

- Ej cicho, ktoś idzie. - powiedział z poważną miną Fede.
- Co? Nie na pewno nie. - Powiedziałam już lekko przestraszona. A po minucie drzwi od pokoju  Fede się otworzyły i stała tam... Viola?
- Eee cześć. - powiedziała zszokowana, widząc nas razem.
- Widzisz wiedziałam, że to nie złodziej. Oszust.- powiedziałam i dźgnęłam  Fede w brzuch.
- Ale i tak mnie kochasz. - Fede mnie pocałował a Violka się rozluźniłam.
- Widzę, że nie próżnowaliście pod moją nieobecność.  A ja was tyle razy próbowałam ze swatać. Gratuluje. - powiedziała i nas przytuliła.
- Może jednak będziemy w rodzinie. Co Fede? - spytała Violka. Jestem ciekawa co odpowie.
- Na pewno. Prawda Lu?
- Oczywiście kochanie.




^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Tam.. Tara... Tam..
Witajcie!!!
Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału, ale byłam na wakacjach i internetu nie było. W najbliższym czasie postaram się wam zrekompensować stracony czas.
Mam nadzieje, że rozdział się wam spodoba.
 
Przy okazji chciałabym wam podziękować. To już ponad 1000 wyświetleń. Dziękuje, że ze mną jesteście.




czytasz  = komentujesz = motywujesz :)